Dzisiaj wpis będzie bardzo prywatny. Refleksje terapeuty.

Budzę się dzisiaj rano i widzę, że moje świeżo kupione bratki wyglądają fatalnie. Po tylu latach pracy z roślinami wystarczy jedno spojrzenie i wiem co im dolega. Wiem także, co zrobić lub czego nie robić, mam tą pewność, która przychodzi z doświadczeniem. Po co to piszę?

Zgłaszają się do mnie osoby, które nie czują się dobrze. Zazwyczaj są to stany przewlekłe, które były leczone na różne sposoby – medycyną konwencjonalną, medycyną niekonwencjonalną, w końcu taka osoba trafia do „chińczyka”.

Teraz opiszę wam jak wygląda proces leczenia większości pacjentów, którzy zgłaszają się po poradę. 

  • Pan Kwiatek jest chory, źle się czuję przychodzi do lekarza po pomoc.
  • Dostaje skierowanie na bardzo dużo, bardzo specjalistycznych badań, np. badania krwi, badanie moczu,  RTG, USG, TK, PET, scyntygrafia, EKG, EEG, badania genetyczne, markery i wiele, wiele innych.
  • Po otrzymaniu wyników badań zostaje wdrożone leczenie, w zależności od diagnozy może mieć przepisane antybiotyki, sterydy, statyny, betablokery…., możemy pacjenta zoperować, przeszczepić narząd, usunąć narząd, dializować, poddać radio- i chemioterapii, zrobić wiele innych specjalistycznych zabiegów, których nazwy ciężko wymówić. Możliwości są nieograniczone. Skuteczność coraz większa. Objawy choroby zostają usunięte. Tacy pacjenci do mnie nie trafiają, bo po co. 

Ale niestey nie zawsze tak jest, czasami choroba staje się przewlekła, uciążliwa, pojawiają się niechciane powikłania, czasami objawy powracają, Pan Kwiatek szuka innych rozwiązań, zjawia się w gabinecie naturopaty. I…:

  • zostaje podłączony do komputera, który wie, co mu jest. Kwiatek ma niedobory minerałów [musi je koniecznie suplementować], ma pasożyty [trzeba je szybko usunąć, to rozwiąże wszystkie problemy], ma alergie [dieta powinna być skrajna – albo post przez 40 dni albo dieta eliminacyjna, najlepiej do końca życia: bez glutenu, mleka, cukru, mięsa, strączkowych, owoców, warzyw kapustnych, warzyw cebulowych, na surowo itd.]. Czasami warto wlać sobie w żyły duże dawki wit. C lub wody utlenionej, pić szczeć, łykać końskie dawki wit. D, robić lewatywy, jeść dziwne preparaty…pomysłów jest ogromna ilość, wariacje nieskończone, ciągle mnie zaskakują:). 

Tak przy okazji zaskakująco podobne podejście do lecznia ma medycyna zachodnia konwencjonalna i niekonwencjonalna. 

Po paru latach takiego leczenia Pan Kwiatek wcale nie czuje się lepiej, a raczej zdecydowanie gorzej. Oprócz starych problemów pojawiają się lawinowo nowe, które nie są łączone w żaden sposób z prowadzonymi wcześniej terapiami. 

Pan Kwiatek idzie do  terapeuty medycyny chińskiej. 

A tu zaskoczenie, okazuje się, że terapeuta skupia się na przyczynie jego zaburzeń. Pan Kwiatek nie może uwierzyć, że świeżo wyciskane codziennie soki cytrusowe z drogiej sokowirówki ślimakowej i dieta surówkowa wcale mu nie pomogły, że duże dawki minerałów i innych suplementów też nie są dobre, że picie aloesu w końskich dawkach po 70-tce to kiepski pomysł, że wit. B12 nie wyleczy raka, że morsowanie jest OK, bo się nie przeziębia, ale na nietrzymanie moczu i opadanie narządów dobrze nie wpływa (ale co tam, narządy można usunąć). Pan Kwiatek wypiera te wszystkie informacje, bo przez dekady słyszał coś zupełnie innego: „jak to mam jesć gotowane warzywa, przecież zabiję witaminy”, „mrożonki są super, uzupełniają witaminy, których brak nam w zimnie”, „nie zrezygnują z mleka bo dostanę osteoporozy, a jogurty mają probiotyki”, „zioła „dla wszystkich i na wszystko” są lepsze od leków i bezpieczne, mogę je pić w dużych ilościach przez długi czas, sąsiadce pomogły to dla mnie też będą dobre”. 

A co medycyna chińska powie na temat Pana Kwiatka? Najpierw określi przyczynę zaburzeń zdrowia, to co widać od razu, przysłowiowym gołym okiem:

  • jak Kwiatek ma za sucho to trzeba go podlać,
  • jak jest mu za gorąco to trzeba go ochłodzić,
  • jak ma za dużo wilgoci to trzeba go osuszyć,
  • jak ma za zimno to trzeba go ogrzać. Trzeba przywrócić równowagę, stworzyć optymalne warunki do życia. Zrozumieć i zaakceptować, że Pan Kwiatek to nasz swojski bratek, a nie kaktus lub lilia wodna- one mają zupełnie inne potrzeby.

Jeżeli skupimy się tylko na badaniach specjalistycznych to zawsze wyjdzie coś nie tak, ZAWSZE!!!, ponieważ nie ma w organizmie równowagi, ale jak stworzymy odpowiednie warunki do życia, przywrócimy balans,  to organizm (w przeważającej ilości przypadków) sam się naprawi, bo ma wyrafinowane i skuteczne wewnętrzne mechanizmy, które chronią nasze zdrowie ponieważ jest ono priorytetem.

PS. Mój Pan Kwiatek tak słabo wygląda bo przemarzł , dzisiaj w nocy było  -4°C. Pozostawiłam go na Słoneczku i doszedł do siebie, ale mogłam inaczej postapić. Mogłam mu obciąć zwiędłe liście i kwiaty, zasilić nawozem, opryskać pestycydem, zbadać pH gleby i zasobność w składniki pokarmowe…ale po co? Jest to kwestia wyboru. 

Pin It on Pinterest

Share This